sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 7

Sobota, 21 października, była nadzwyczaj wietrzna i deszczowa. Tego dnia miał odbyć się dawno już planowany wypad do Hogsmeade. Gryfonki z szóstego roku - Lily, Michaelle i Vivien - ubrały swoje najcieplejsze płaszcze i dzielnie przemierzały błonia, kierując swe kroki w stronę bramy Hogwartu. Z każdym kolejnym powiewem lodowatego powietrza, coraz bardziej żałowały swojej decyzji.
- Może jednak zawrócimy? - zapytała niepewnie szatynka, szczelniej oplatając szyję szalikiem - Nie mamy do załatwienia nic szczególnego. Nie musimy kupować sukienek na Bal, ani nic z tych rzeczy.
- Weź się w garść, Hughes! - powiedziała dziarsko Michaelle - Chcesz wrócić do Zamku i razem z Silje prowadzić fascynujące dyskusje na temat położenia Jowisza, czy co tam jeszcze jest poza Ziemią?
Vivien uniosła ręce w geście kapitulacji, czego zaraz pożałowała, czując przeszywający chłód na skórze.
- Dokładnie! - zgodziła się Lily żywo - W wiosce napijemy się ciepłego piwa kremowego i pochodzimy po sklepach. Nie wiadomo, kiedy będzie następny wypad.
Po dziesięciu minutach marszu w milczeniu, dziewczęta zdziwiły się bardzo, widząc Remusa i Jamesa, szybkim krokiem zmierzających w ich stronę. Wszystkie trzy spojrzały na nich pytająco, ale oni machnęli niecierpliwie rękami i zaczęli oddychać głębiej, aby wyrównać oddech. 
- Cześć, dziewczyny - wysapał po krótkiej chwili Lunatyk - Szukaliśmy was.
- Coś się stało? - zapytała Michaelle, lekko już wystraszona.
- Nie, nie! - chłopak pokręcił szybko głową - Mamy do was wielką prośbę.
Gryfonki skinęły głowami, zachęcając Huncwotów do mówienia. 
- Syriusz ma dziś urodziny - zaczął Rogacz bez owijania w bawełnę - Urządzamy małą imprezę na jego cześć i potrzebujemy pomocy w przystrojeniu Pokoju Wspólnego.
Dziewczyny, jak jeden mąż pacnęły się ręką w twarz.
- Kompletnie zapomniałyśmy - westchnęła Vivien, patrząc pytająco na przyjaciółki - Co o tym myślicie? 
Lily i Michaelle wymieniły krótkie spojrzenia. 
- No chyba możemy pomóc - odpowiedziała po chwili rudowłosa - Ale nie będziemy potem sprzątać! - zastrzegła od razu. 
- Bierzemy to na siebie - uśmiechnął się Remus - Peter zajmie się trzmaniem Łapy z dala od Wieży Gryffindoru. Dacie radę przygotować wszystko do 8?
- Kto, jak nie my? - prychnęła Michaelle. 
- Wiedzieliśmy, że możemy na was liczyć - wyszczerzył się Rogacz, patrząc na Michaelle i Vivien, a potem intensywniej na ukochaną.
- No ale my musimy już lecieć. Przed nami jeszcze sporo roboty - powiedział Remus i na odchodnym pomachał do Gryfonek. 
- Nie wiem, jak mogłyśmy zapomnieć o urodzinach Black'a - rzekła po chwili Vivien - Przecieć zeszłoroczna impreza przeszła do historii Hogwartu!
- To przez ten cały szał związany z Balem - Lily wzruszyła ramionami.
- Panienki, nie ma ociągania się! - przerwała im uśmiechnięta Michaelle - Trzeba kupić jakiś prezent dla Syriusza.
Towarzyszki pokiwały głową i energicznie ruszyły w stronę wioski.


Po około dwugodzinnych zakupach Lily, Michaelle i Vivien przemarźnięte przekroczyły próg Trzech Mioteł. Jak zwykle podczas wypadu do Hogsmeade panował tam spory ruch. Mimo to, dziewczętom udało się znaleźć wolny stolik i z ulgą wypisaną na twarzy opadły na krzesła. Momentalnie obok nich zmaterializowała się madame Rosmerta, z nieodłącznym sobie szerokim uśmiechem.
- Co podać, kochaniutkie? - zaświergotała wesoło.
Gryfonki wymieniły zgodne spojrzenia.
- Trzy piwa kremowe i trzy szarlotki - odpowiedziała Lily, poprawiając rozwichrzone włosy.
- Macie szczęście - skwitowała barmanka - Mam jeszcze cieplutką szarlotkę. Będzie idealna, biorąc pod uwagę pogodę na zewnątrz - i odeszła, aby po minucie postawić na stoliku trzy kufle i talerzyki. 
Dziewczyny podziękowały i z lubością upiły łyk napoju.
- Nadal myślę, że "Poradnik Podrywacza" byłby lepszym pomysłem - powiedziała Lily, odstawiając naczynie na blat stołu. 
- Daj spokój, Lilka - Michaelle wywróciła oczami - Dobrze, wiesz, że Black nigdy nie przeczytał chociażby jednej strony jakiejkolwiek książki.
Evansówna w duchu musiała zgodzić się z czarnowłosą.
- Cóż, mogę mieć jedynie nadzieję, że ten prezent przypadnie mu do gustu - ucięła Ruda.
- Oj, przypadnie - wyszczerzyła się Whitman. 


*  *  *

Pomimo lekkiego poślizgu czasowego, do ósmej Pokój Wspólny był gotowy. James i Remus, którzy przybyli dziesięć minut przed czasem z torbami wypełnionymi alkoholem i różnego rodzaju przekąskami, głośno wygłosili swoje zadowolenie z pracy dziewczyn. 
Pomieszczenie zostało magicznie powiększone, aby wystarczyło miejsca do tańca. Fotele i kanapy stały teraz przy ścianach. Stoliki były już pokryte niezliczoną ilością Kremowych Piw, Ognistej Whiskey, Fasolek Wszystkich Smaków, Czekoladowych Żab, Wybuchowych Ciasteczek i masy innych produktów. Znikąd płynęła wesoła muzyka, a na ścianach wisiały transparenty z napisami "Wszystkiego Najlepszego!" i "100 lat, Łapo", obok których umieszczone zostały najbardziej obciachowe fotografie Syriusza, stojącego w samych bokserkach w miotełki. Jednak największe wrażenie robiły różnokolorowe kule latające pod sufitem, które oświetlały lekko Pokój Wspólny, dopełniając atmosfery.
Minutę po ósmej portret Grubej Damy wreszcie się odsunął, wpuszczając do środka Petera, a za nim solenizanta. Ten drugi stanął oniemiały, słysząc głośne "Sto lat, sto lat!", a po chwile uśmiechnął się szeroko. Uczniowie zaczęli iść w jego stronę, aby złożyć życzenia, a czasem podarować drobny prezent. 
Na samym końcu do Syriusza podeszła grupa najlepszych przyjaciół.
- W tym roku przeszliście samych siebie - zaśmiał się Black, klepiąc po plecach Jamesa.
- Mieli niezawodną pomoc - wyszczerzyła się Michaelle, wręczając chłopakowi średniej wielkości paczuszkę.
Ten od razu zabrał się do rozdzierania papieru, a kiedy zobaczył buteleczkę ulubionych perfum, przytulił do siebie czarnowłosą.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał podejrzliwie.
Whitman wzruszyła ramionami i odsunęła się od niego, aby zrobić miejsce dla Vivien. 
Gdy Łapa rozpakował już prezenty od szatynki i Huncwotów, zauważył Lily, stojącą z dużym pudłem w rękach. 
- Mam nadzieję, że ci się spodoba, Black - uśmiechnęła się niepewnie, kładąc na jego rękach karton.
Huncwoci wybuchnęli śmiechem, widząc zawartość opakowania.
- "Mamy zaszczyt przedstawić NSC, czy Niezbędnik Szkolnego Casanovy, w którym znajdziesz wszystko to, co jest ci niezbędnę; począwszy od magicznego grzebienia, który ujarzmi twoje włosy nawet w najbardziej buntowniczy dzień, kończąc na zapasie kartek dla twoich wybranek" - zacytowała Evansówna - Ten grzebień całkowicie mnie przekonał - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. 
- Noo - zaczął niewinnie Rogacz - Już nie będziesz potrzebował wsuwek.
Łapa zdzielił kumpla po głowie, a następnie pocałował Lily w policzek, mówiąc:
- Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jak pożyczę kilka tych kartek Rogasiowi, żeby wreszcie cię usidlił. 


Impreza trwała w najlepsze już trzecią godzinę. Rudowłosa siedziała w fotelu przy oknie i pijąc piwo kremowe, obserwowała tłum bawiących się Gryfonów. Kolejny raz, wzrok pełen podziwu, skupiła na Syriuszu, który bez przerwy tańczył, śmiał się i wygłupiał ze znajomymi. Ona sama utraciła większość swoich sił, po kilku seriach tańca. 
Ze zdziwienie spojrzała na przybysza, który jak gdyby nigdy nic usiadł właśnie na oparciu jej fotela. Okazał się nim być nie kto inny, jak James Potter. 
- Evans, co tak słabo? - zaśmiał się, wwiercając czekoladowe oczy w zielone tęczówki ukochanej. 
Ruda spojrzała na niego z politowaniem.
- Dopiero zaczęła się impreza, a ty już bez sił - mówił dalej wesołym tonem - Ja wiedziałem, że nie jesteś imprezowiczką, ale żeby aż tak...
Dziewczyna, oburzona do granic możliwości, odstawiła butelkę z hukiem na stolik i ze słodziutkim uśmiechem pociągnęła go na parkiet. 
- Spróbuj dotrzymać mi kroku - szepnęła mu do ucha, rzucając wyzwanie.
Pół godziny później, oboje, już całkowicie bez sił opadli na kanapę, marząc jedynie o tym, aby się czegoś napić. 
- Cofam to - wysapał James, przymykając powieki. 
Ruda uśmiechnęła się z satyfkacją.
- Mimo wszystko, to chyba najlepsza impreza na jakiej byłem - powiedział niespodziewanie, patrząc prosto w oczy towarzyszki.
- Więc może to powtórzymy? - zapytała Lily, wywołując przeogromne zdziwienie w chłopaku. - Pójdź ze mną za Bal. 


~~~~~~


Kochani! Mówiłam, że zobaczymy się szybciej, niż mogłoby się wydawać. Macie za sobą rozdział siódmy, a już w ósmym swoje wielkie wejście będzie mieć Katherine! Dlatego uzbrojcie się w cierpliwość i widzimy się za niedługo. Do zobaczenia, koty! Untouched.

1 komentarz :

  1. Jestem pierwsza? ;) Ale się cieszę z tej imprezy dla Łapy, szczególnie spodobały mi się dekoracje i pewien prezent ;) Rozdział jak zawsze świetny. Do szybkiego zobaczenia! ;)
    Olka W. ;)

    OdpowiedzUsuń