piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 3

Do dormitorium postanowiłem wrócić dopiero późną nocą. Przez długi czas wałęsałem się po zamku, próbując uporządkować myśli. Widok zapłakanej Lily błądził mi przed oczami. Czułem się winny, mając świadomość, że ukochana osoba cierpiała z mojego powodu. Chciałem coś zrobić, żeby to naprawić, ale każda próba mogła tylko pogorszyć sytuację.
"Gryfoni górą", rzuciłem bez entuzjazmu Grubej Damie, która w milczeniu ukazała przejście do Pokoju Wspólnego. Nie sądziłem, że spotkam tam kogokolwiek o tej godzinie. Zdziwiłem się, kiedy ujrzałem Lily siedzącą na jednym z foteli. Chyba na mnie czekała, bo gdy dostrzegła moją obecność, od razu wstała. Czułem, że nie wyniknie z tego nic dobrego.
Przez moment staliśmy naprzeciwko siebie bez słowa. Atmosfera się zagęściła.
- Nic nie powiesz? - przerwałem tą ciszę.
- Nawet nie wiem od czego zacząć - powiedziała, z lekko wyczuwalną nutką chłodu w głosie.
- Lily, ja... - zacząłem niepewnie.
- Przestań! - przerwała mi szybko. Zamilkłem - Nie próbuj się tłumaczyć, choć ten jeden raz. Jesteś zapatrzonym w siebie idiotą, Potter. Nie widzisz nic, poza czubkiem swojego nosa. Gdyby nie twoje cholerne zachowanie, wszystko byłoby w porządku. Ale ty nigdy nie przejmujesz się nikim innym, prócz siebie. Powtarzałeś tysiąc razy, że Ci na mnie zależy, ale ty nie potrafisz kochać!
Pobiegła do swojego dormitorium, zostawiając mnie samego w Pokoju Wspólnym. Czułem, że zawaliłem, jak nigdy przedtem.


* * *

- Mich, długo się już nie widzieliśmy - zaświergotał jakiś piskliwy głosik.
Michaelle rozejrzała się wokoło, ale nie zobaczyła nikogo znajomego. Spostrzegła jednak uśmiechniętego chłopaka, zmierzającego w jej kierunku. Na oko mógł być na czwartym roku, a sądząc po głosie, właśnie przechodził mutację. Jeszcze raz powiodła wzrokiem po korytarzu, upewniając się, czy aby napewno słowa były skierowane do niej.
- Do mnie mówisz? - zapytała, marszcząc brwi.
Chłopak podszedł do niej, objął ją nieudolnie za szyję i poprowadził w przeciwnym kierunku od grupy swoich kolegów. Gdy odwrócił się od nich plecami uśmiech spełz mu z twarzy, a ręke zabrał z ramienia Michaelle.
- Co to miało być? - zapytała skołowana dziewczyna, patrząc na swojego towarzysza, niższego prawie o głowę.
- Bo ja mam taką jedną, małą, malutką sprawę - pokazał palcami, o jak minimalną rzecz chodzi - Pójdziesz ze mną na imprezę do kolegi?
Sens jego słów przez moment docierał do Michaelle, a kiedy wreszcie to się stało, wybuchła głośnym, niepohamowanym śmiechem. Nie zbiło to jednak z tropu chłopaka, który patrzył na nią z nadzieją.
- To chyba ten moment, w którym powinieneś powiedzieć "Prima Aprilis" - podsunęła mu brunetka.
- Nie, nie. Ja mówię serio - tłumaczył Puchon - To tylko jedno spotkanie.
Michaelle powstrzymała śmiech, zachodząc w głowę, czy uczestniczy właśnie w jakimś durnym żarcie.
- Nie powinieneś czasem zadawać sie z dziewczynami w swoim wieku? - spytała trzeźwo.
Odwaga uleciała z chłopaka, jak za dotknięciem różdżki. Spuścił głowę i zaczął nerwowo zaciskać palce na szacie.
- Bo... chyba niechcący, zupełnie niechcący, wymsknęło mi się, że... - brunetka ponagliła go wzrokiem - ... jesteś moją dziewczyną.
Michaelle stanęła w miejscu, jak wryta. Poczuła, że ktoś perfidnie z niej żartuje. Puchon jednak wydawał sie być zupełnie szczery.
- Znajdź inna szczęściarę. Ja jestem zajęta - powiedziała chłodno, oddalając się od chłopaka. Po chwili odwróciła się jeszcze i spojrzała na niego krótko - Ah, i lepiej odkręć to kłamstwo.
Withman poszła przed siebie, wyrzucają z głowy tę dziwną sytuację. Nie było jej to dane, bo ten sam chłopak pobiegł za nią, błagając o przysługę i nie przyjmując odmowy. Dziewczynie puszczały powoli nerwy, ale wiedziała, że nie da rady uwolnić się od Puchona. Nagle zobaczyła przed sobą jedyną, realną deskę ratunku. Przyspieszyła, wyprzedzając towarzysza, i podeszła do odwróconego chłopaka, stojącego przy jednym z okien.
- Nie odwracaj się i mów do mnie - powiedziała cicho, do zdziwionego Krukona - Pozbędziesz się mnie szybciej, gdy to zrobisz. Obiecuję.
Michaelle usłyszała kroki oddalającego się Puchona. Odetchnęła z ulgą, poprawiła szatę i już chciała odejsć, gdy nagle odwróciła się z szerokim uśmiechem.
- Wiesz, współpraca z tobą to sama przyjemność.


* * *


Ani Lily, ani James nie pojawili się na śniadaniu następnego dnia. Wielbicielki Rogacza od razu zauważyły jego nieobecność, a kiedy spostrzegły, że przy stole brakuje również Evans, zaczęły snuć między sobą teorie. Nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym, aby zauważyć, że pomiędzy Huncwotami, a przyjaciółkami Rudej zawisła głucha cisza. Napięcie zaczęło sięgać zenitu, kiedy drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i do środka, dumnym krokiem, wszedł Matt. Syriusz, powstrzymywany silnym uściskiem Remusa, siedział na miejscu, zaciskając pięści. Potrzeba dokończenia roboty przyjaciela paliła jego wnętrze. Jesteś cholernym Blackiem, stary! Cholernym Blackiem - krążyło mu po głowie.
Kiedy poczuł, że uścisk Lunatyka rozluźnia się, bez zastanowienia wstał od stołu, przewracając puchar z sokiem. Zamaszystym krokiem ruszył w stronę Davisa. Był dwa metry od niego i już czuł przyjemną adrenalinę płynącą w żyłach, kiedy coś, a raczej ktoś zastawił mu drogę. To był James. Wyrósł przed Syriuszem jak skała. Popatrzył na kumpla przenikliwym wzrokiem, a w jego orzechowych oczach na moment zabłysnął łobuzerski ognik. Zgasł po chwili zostawiając po sobie pustkę.
- Nie - powiedział twardo.
- Nie! - powtórzył po chwili z mocą.
Łapa spojrzał uważnie na przyjaciela. Ten stał sztywno wyprostowany, a wargi miał zaciśnięte w wąską linię, której nie powstydziłaby się sama Minerva McGonagall. Jego twarz pozostała nieprzenikniona.
Syriusz na moment przeniósł złość, z Matta, na Evans. Nie rozumiał, jak dziewczyna mogła bezdusznie patrzeć na zamęczanie się Rogacza. Każdy dostrzegał uczucia Potter'a, ale tylko ona doszczętnie je ignorowała. Zachowywała się jak wyprana z wszelkich uczuć. Egoistka - przemknęło Syriuszowi przez myśl.
Łapa podjął decyzję w ułamku sekundy. Chwycił Jamesa za ramię i pociągnął w stronę drzwi do Wielkiej Sali.
- Porozmawiamy sobie z Evans - mruknął Black pod nosem.
Rogacz zaśmiał się smutno.
- Nie będzie chciała nas słuchać - powiedział spokojnie. Zbyt spokojnie.
- Chyba nie wątpisz w moje umiejętności persfazji?


~~~~~~~

Cześć wszystkim! :) Rozdział szczęśliwie się pojawił. Szybciej niż poprzedni, co samo w sobie jest dla mnie małym sukcesem. Jestem szczególnie zadowolona z wprowadzenia nowego bohatera, który ma wielkie szanse na zostanie moim pupilkiem. Mam nadzieję, że zobaczymy się już niebawem. Pozdrawiam, Untouched.

2 komentarze :

  1. Rozdział świetny.. tak więc pozostaje czekać na następny ;)
    Powiem szczerze, że naprawdę dobrze piszesz, zazdroo ;p ;)

    Agata

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 Genialny, matko talent to talent <3 Nikt nie potrafi lepiej wykreować potaci Lilki, jesteś pewna, że nie byłaś nią w poprzednim wcieleniu? :D
    Katherine

    OdpowiedzUsuń