"Gryfoni górą", rzuciłem bez entuzjazmu Grubej Damie, która w milczeniu ukazała przejście do Pokoju Wspólnego. Nie sądziłem, że spotkam tam kogokolwiek o tej godzinie. Zdziwiłem się, kiedy ujrzałem Lily siedzącą na jednym z foteli. Chyba na mnie czekała, bo gdy dostrzegła moją obecność, od razu wstała. Czułem, że nie wyniknie z tego nic dobrego.
Przez moment staliśmy naprzeciwko siebie bez słowa. Atmosfera się zagęściła.
- Nic nie powiesz? - przerwałem tą ciszę.
- Nawet nie wiem od czego zacząć - powiedziała, z lekko wyczuwalną nutką chłodu w głosie.
- Lily, ja... - zacząłem niepewnie.
- Przestań! - przerwała mi szybko. Zamilkłem - Nie próbuj się tłumaczyć, choć ten jeden raz. Jesteś zapatrzonym w siebie idiotą, Potter. Nie widzisz nic, poza czubkiem swojego nosa. Gdyby nie twoje cholerne zachowanie, wszystko byłoby w porządku. Ale ty nigdy nie przejmujesz się nikim innym, prócz siebie. Powtarzałeś tysiąc razy, że Ci na mnie zależy, ale ty nie potrafisz kochać!
Pobiegła do swojego dormitorium, zostawiając mnie samego w Pokoju Wspólnym. Czułem, że zawaliłem, jak nigdy przedtem.
* * *
- Mich, długo się już nie widzieliśmy - zaświergotał jakiś piskliwy głosik.
Michaelle rozejrzała się wokoło, ale nie zobaczyła nikogo znajomego. Spostrzegła jednak uśmiechniętego chłopaka, zmierzającego w jej kierunku. Na oko mógł być na czwartym roku, a sądząc po głosie, właśnie przechodził mutację. Jeszcze raz powiodła wzrokiem po korytarzu, upewniając się, czy aby napewno słowa były skierowane do niej.
- Do mnie mówisz? - zapytała, marszcząc brwi.
Chłopak podszedł do niej, objął ją nieudolnie za szyję i poprowadził w przeciwnym kierunku od grupy swoich kolegów. Gdy odwrócił się od nich plecami uśmiech spełz mu z twarzy, a ręke zabrał z ramienia Michaelle.
- Co to miało być? - zapytała skołowana dziewczyna, patrząc na swojego towarzysza, niższego prawie o głowę.
- Bo ja mam taką jedną, małą, malutką sprawę - pokazał palcami, o jak minimalną rzecz chodzi - Pójdziesz ze mną na imprezę do kolegi?
Sens jego słów przez moment docierał do Michaelle, a kiedy wreszcie to się stało, wybuchła głośnym, niepohamowanym śmiechem. Nie zbiło to jednak z tropu chłopaka, który patrzył na nią z nadzieją.
- To chyba ten moment, w którym powinieneś powiedzieć "Prima Aprilis" - podsunęła mu brunetka.
- Nie, nie. Ja mówię serio - tłumaczył Puchon - To tylko jedno spotkanie.
Michaelle powstrzymała śmiech, zachodząc w głowę, czy uczestniczy właśnie w jakimś durnym żarcie.
- Nie powinieneś czasem zadawać sie z dziewczynami w swoim wieku? - spytała trzeźwo.
Odwaga uleciała z chłopaka, jak za dotknięciem różdżki. Spuścił głowę i zaczął nerwowo zaciskać palce na szacie.
- Bo... chyba niechcący, zupełnie niechcący, wymsknęło mi się, że... - brunetka ponagliła go wzrokiem - ... jesteś moją dziewczyną.
Michaelle stanęła w miejscu, jak wryta. Poczuła, że ktoś perfidnie z niej żartuje. Puchon jednak wydawał sie być zupełnie szczery.
- Znajdź inna szczęściarę. Ja jestem zajęta - powiedziała chłodno, oddalając się od chłopaka. Po chwili odwróciła się jeszcze i spojrzała na niego krótko - Ah, i lepiej odkręć to kłamstwo.
Withman poszła przed siebie, wyrzucają z głowy tę dziwną sytuację. Nie było jej to dane, bo ten sam chłopak pobiegł za nią, błagając o przysługę i nie przyjmując odmowy. Dziewczynie puszczały powoli nerwy, ale wiedziała, że nie da rady uwolnić się od Puchona. Nagle zobaczyła przed sobą jedyną, realną deskę ratunku. Przyspieszyła, wyprzedzając towarzysza, i podeszła do odwróconego chłopaka, stojącego przy jednym z okien.
- Nie odwracaj się i mów do mnie - powiedziała cicho, do zdziwionego Krukona - Pozbędziesz się mnie szybciej, gdy to zrobisz. Obiecuję.
Michaelle usłyszała kroki oddalającego się Puchona. Odetchnęła z ulgą, poprawiła szatę i już chciała odejsć, gdy nagle odwróciła się z szerokim uśmiechem.
- Wiesz, współpraca z tobą to sama przyjemność.
* * *
Ani Lily, ani James nie pojawili się na śniadaniu następnego dnia. Wielbicielki Rogacza od razu zauważyły jego nieobecność, a kiedy spostrzegły, że przy stole brakuje również Evans, zaczęły snuć między sobą teorie. Nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym, aby zauważyć, że pomiędzy Huncwotami, a przyjaciółkami Rudej zawisła głucha cisza. Napięcie zaczęło sięgać zenitu, kiedy drzwi Wielkiej Sali się otworzyły i do środka, dumnym krokiem, wszedł Matt. Syriusz, powstrzymywany silnym uściskiem Remusa, siedział na miejscu, zaciskając pięści. Potrzeba dokończenia roboty przyjaciela paliła jego wnętrze. Jesteś cholernym Blackiem, stary! Cholernym Blackiem - krążyło mu po głowie.
Kiedy poczuł, że uścisk Lunatyka rozluźnia się, bez zastanowienia wstał od stołu, przewracając puchar z sokiem. Zamaszystym krokiem ruszył w stronę Davisa. Był dwa metry od niego i już czuł przyjemną adrenalinę płynącą w żyłach, kiedy coś, a raczej ktoś zastawił mu drogę. To był James. Wyrósł przed Syriuszem jak skała. Popatrzył na kumpla przenikliwym wzrokiem, a w jego orzechowych oczach na moment zabłysnął łobuzerski ognik. Zgasł po chwili zostawiając po sobie pustkę.
- Nie - powiedział twardo.
- Nie! - powtórzył po chwili z mocą.
Łapa spojrzał uważnie na przyjaciela. Ten stał sztywno wyprostowany, a wargi miał zaciśnięte w wąską linię, której nie powstydziłaby się sama Minerva McGonagall. Jego twarz pozostała nieprzenikniona.
Syriusz na moment przeniósł złość, z Matta, na Evans. Nie rozumiał, jak dziewczyna mogła bezdusznie patrzeć na zamęczanie się Rogacza. Każdy dostrzegał uczucia Potter'a, ale tylko ona doszczętnie je ignorowała. Zachowywała się jak wyprana z wszelkich uczuć. Egoistka - przemknęło Syriuszowi przez myśl.
Łapa podjął decyzję w ułamku sekundy. Chwycił Jamesa za ramię i pociągnął w stronę drzwi do Wielkiej Sali.
- Porozmawiamy sobie z Evans - mruknął Black pod nosem.
Rogacz zaśmiał się smutno.
- Nie będzie chciała nas słuchać - powiedział spokojnie. Zbyt spokojnie.
- Chyba nie wątpisz w moje umiejętności persfazji?
~~~~~~~
Cześć wszystkim! :) Rozdział szczęśliwie się pojawił. Szybciej niż poprzedni, co samo w sobie jest dla mnie małym sukcesem. Jestem szczególnie zadowolona z wprowadzenia nowego bohatera, który ma wielkie szanse na zostanie moim pupilkiem. Mam nadzieję, że zobaczymy się już niebawem. Pozdrawiam, Untouched.
Rozdział świetny.. tak więc pozostaje czekać na następny ;)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że naprawdę dobrze piszesz, zazdroo ;p ;)
Agata
<3 Genialny, matko talent to talent <3 Nikt nie potrafi lepiej wykreować potaci Lilki, jesteś pewna, że nie byłaś nią w poprzednim wcieleniu? :D
OdpowiedzUsuńKatherine