sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 5

Kolacja, czwartkowego wieczoru, nie różniła się niczym innym od pozostałych, do chwili, w której profesor Dumbledore wstał od stołu, omiatając Wielką Salę ciepłym spojrzeniem. Momentalnie wszyscy zamilkli, wlepiając oczy w postać dyrektora, który odchrząknął cicho, zanim zabrał głos. 
- Moi kochani - zaczął życzliwym tonem - Nim udacie się do łóżek, pozwólcie, że powiem kilka słów. Razem z gronem pedagogicznym postanowiliśmy zmienić trochę zasady tegorocznego Balu Halloweenowego. Aby było trochę weselej, zamienicie się rolami. To panie zapraszać będą panów - dyrektor uśmiechnął się szeroko, obserwując reakcję uczniów, którzy zaczęli szeptać gorączkowo - Mamy jeszcze jeden pomysł, którego szczegóły poznacie na najbliższych lekcjach Zaklęć. W ten weekend odbędzię się także pierwszy w tym semestrze wypad do Hogsmeade. To chyba na tyle ogłoszeń, a teraz zmykajcie spać.
Uczniowie wstali od stołów i zaczęli zmierzać powoli ku wyjściu z Wielkiej Sali. Dziewczęta rozmawiały z przejęciem, co chwilę wskazując na chłopaków, których pewnie zamierzały zaprosić na bal. 
- Liluś, a ty kogo zaprosisz? - zapytała wyszczerzona Michaelle, kiedy wracały do wieży Gryffindoru.
- Nie wiem - westchnęła Evans - Wyjdzie w praniu.
Whitman obrzuciła ją wesołym spojrzeniem. 
- Liluś, a wiesz, kto napewno zechciałby z tobą pójść? - uśmiech dziewczyny jeszcze się powiększył, o ile było to możliwe.
Ruda natychmiastowo się nachmurzyła.
- Whitman, jeśli wypowiesz nazwisko na P, ksywkę na R albo imię na J, to przyrzekam, że strzelę w ciebie upiorogackiem.
Michaelle podniosła ręce w geście kapitulacji.
- Jak myślicie, dziewczęta? Co ciekawego wymyślili na Zaklęcia? - zapytała po chwili, patrząc na Lily, Silje i Vivien.
Poe rozpromieniła się do tego stopnia, że zaczęła iść tyłem, aby móc lepiej widzieć swoje rozmówczynie. Odgarnęła niechlujnie grzywkę z czoła, robiąc na głowie jeszcze większy nieład.
-  Może wyczarujemy sobie partnerów? - snuła z nadzieją w głosie.
Wszystkie trzy zmarszczyły czoła. 
- O! Albo będziemy przywoływać do klasy osoby, które chcemy zaprosić. Byłoby super! - pisnęła entuzjastycznie, klaszcząc w dłonie.
Na twarzach Gryfonek zastygł głęboki szok. Każda miała ochotę zapytać, skąd brunetka bierze takie pomysły, ale żadna nie zdobyła się na odwagę.
- Silje, przecież tym osobom mogłaby stać się krzywda - zauważyła trzeźwo Vivien.
Lily i Michaelle pokiwały głowami z zapałem. Poe ani trochę się nie zraziła, wręcz przeciwnie, w jej brązowych oczach zabłysły ogniki. 
- No właśnie! - wykrzykneła uradowana - Moglibyśmy ćwiczyć na nich zaklęcia uzdrawiające.
Pozostałe współlokatorki załamały bezradnie ręce.


* * *


Moje ciało przeszedł złowrogi dreszcz, kiedy jego zimna i szorstka dłoń nakryła moją. Wzdrygnęłam się nieznacznie, aby po chwili zesztywnieć niczym lodowy posąg. Nagły powiew wiatru otulił całe błonia, wraz z nami. Odszedł tak szybko, jak przyszedł, zabierając ze sobą nasz sekret. On nie dostrzegł mojej słabości. Ulga rozlała się po mojej duszy, tak, jak słodka trucizna po sercu. Jeszcze nigdy jesień nie była mi tak bliska. W momencie, kiedy ta myśl przemknęła przez mój umysł, złośliwość losu dała o sobie znać. Pojedynczy liść ułożył się na moim obojczyku, jakby do snu. Nie wytrzymałam tego napięcia. Wyrwałam swoją rękę z Jego uścisku, wydając krótki, zdławiony pisk. 
I to właśnie był mój błąd. 
- Boisz się czegoś? - zapytał swoim normalnym tonem, a i tak przyprawił mnie o szybsze bicie serca.
Nie mogłam wydusić z siebie banalnego słowa „nie”. Jakaś wewnętrzna siła powstrzymywała mnie przed kłamstwem. Strach, że przejrzy mnie na wylot? W tym momencie czułam się naga, przezroczysta. Potrząsnęłam jedynie głową. Dla Niego było to zielone światło.
- W sumie to nie wiem, czemu to zrobiłem – wzruszył beztrosko ramionami – Byłem zły. Ona też mnie nie kochała. Ja potrzebowałem tylko miłości – spojrzał na mnie, szukając zrozumienia – Wściekłem się. Chwyciłem ją za gardło – pozbawił mnie dopływu tlenu, zaciskając dłonie na mojej szyi – Była taka spokojna. Nie błagała mnie o litość. Nawet wtedy miała mnie gdzieś, rozumiesz? To było nie do zniesienia. Udusiłem ją. Nie żałuję. Była tylko dziewczyną z psychiatryka. Wariatów nikt nie kocha. 
Na Jego twarzy pojawił się krzywy grymas, na kształt uśmiechu. Zmroził mi krew w żyłach. Czułam, że powinnam coś powiedzieć.
- Severusie, przepraszam, jeśli myślałeś inaczej, ale nic nas nie łączy. Jesteś tylko moim przyjacielem.
Czy ja naprawdę to powiedziałam? - pomyślałam. Odpowiedź przyszła sama. Chłopak zacisnął kościste palce na moich nadgarstkach. Z bólu zagryzłam wargę. Metaliczny smak krwi rozbudził moje zmysły.
- "Przepraszam" - prychnął - To niczego nie zmienia. Jest za późno. Zapamiętaj sobie, że mnie się tak nie traktuje. Jesteś tylko moja, rozumiesz? Tylko moja. 
Nie wiedziałam, czy to moja psychika płata mi figle, ale do moich uszu dobiegły odległe śmiechy i głosy rodziców. Rozejrzałam się nieprzytomnie wokoło. Zobaczyłam ich dwoje, wychodzących z bramy. Kiedy mama mnie dostrzegła, jej wesoła twarz diametralnie się zmieniła. Czas jakby zwolnił. "Ratuj ją" - wyczytałam z jej ust, ale żaden dźwięk do mnie nie dotarł. Tata znalazł się przy nas w ułamku sekundy. Poczułam chłód w miejscach, w których jeszcze chwilę temu spoczywały ręce Severusa. Dostrzegłam ten cień szansy. Puściłam się biegiem przed siebie, chcąc znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Wątłe światło księżyca oświetlało mi drogę. Nie wiedzieć skąd, błonia pokryła warstwa lodu. Raz, po raz ślizgałam się na błyszczącej tafli. Podświadomie czułam, że On jest o krok za mną. Spojrzałam za siebie. Był tam, w dłoni błysnął mu kawałek szkła. Każda sekunda przybliżała go do mnie coraz bardziej. Dwa metry, metr, pół metra... Zamachnął się ręką. Ostra krawędź szkła, zetknęła się z moją twarzą.
Wyrwałam się z sideł snu cała spocona i roztrzęsiona. Po omacku sięgnęłam po różdżkę. Gdy poczułam chłodną strukturę drewna, lekka ulga rozjaśniła mój umysł. "Lumos" - wyszeptałam. Omiotłam wzrokiem całe dormitorium, upewniając się, że Severusa w nim nie ma. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na płacz. Serce wciąż próbowało ucieć mi z piersi. Jedno było pewne. Jakaś część mojej podświadomości zaczynała wariować.

3 komentarze :

  1. Pięknie :)) Częściej dodawaj w postać coś "swojego".
    Paelyna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Lily, mam nadzieję, że w końcu coś się zadzieje między nią i Jamesem :D
    Katherine

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! Pewnie nie wyświetlił Ci się komunikat, ale odpisałam na Twój komentarz na moim blogu... Co mi tam, powtórzę się: sprawiłaś mi tyle radości tą jedną, długą, pozytywną opinią, którą wygłosiłaś pod moim poprzednim rozdziałem, że nie jesteś sobie w stanie tego wyobrazić. Dziękuję Ci! W takich chwilach wydaje mi się, że moje pisanie ma jakieś znaczenie. :) Oczywiście dodałam Twój blog do zakładki ,,Huncwoci'', ponieważ grzechem byłoby go pominąć!
    Spokojnego wieczoru życzę!

    OdpowiedzUsuń